Ogrodzieniec wczesną wiosną
Niedziela, 15 marca 2015
· Komentarze(1)
Kategoria stówki
Stara prawda: pierwszy prawdziwy wiosenny wyjazd MUSI boleć. Więc nie ma co kombinować (np. klasyczne "najpierw muszę zdobyć formę") tylko zrobić to raz a dobrze! Ja zabrałem się na pierwszy wyjazd z jeżdżącymi na szosówkach. Planującymi zrobić tę trasę w 5h :-) Tak, bolało, choć wytrzymałem z nimi (a oni ze mną) tylko pierwsze 100km.
Ostatnie 4 dni lało, więc dzień zaczął się mgłą (a w niej 3 stopnie ciepła). Pierwsze słońce zobaczyliśmy zjeżdżając do Wolbromia i choć nie od razu zrobiło się gorąco (ok. 15 stopni), to najważniejsze były odsłaniające się widoki. Tam jest po prostu cudnie!
Powinno być jeszcze cudniej dzięki zjechaniu z głównej drogi do doliny pod Zegarowymi Skałami:
ale (co za niespodzianka...) było błoto. Dużo błota. Tomek ze Sławkiem nawet nie klęli mnie za bardzo (ta dolina to był mój pomysł), tylko ponuro czyścili zębatki po wyjechaniu na twardszą drogę:
Powiem cichutko, że ja mimo wszystko nie żałuję. W szczególności podobał mi się ptasi harmider w dolinie. Zresztą całkiem zabawne było to przekopywanie się przez błoto. Albo przez rozmokniętą łąkę.
Potem już nie chcieli słyszeć o żadnych bocznych drogach, szlakiem rowerowym, tylko pojechaliśmy na Pilicę główną drogą. I trzeba przyznać - było super. W szczególności długi, mocny zjazd (Sławek 74km/h, ja tylko 64).
A potem Ogrodzieniec (Podzamcze):
Tłumów nie było, co na pewno było zaletą, ale generalnie to teraz bardzo ciekawe miejsce - jakieś parki linowe, miniatur, itd. Na pewno z rodziną tu znów przyjadę.
A potem powrót - przez Klucze i Olkusz. Tutaj po prostu nie ma płaskich miejsc. Jest pięknie, ale długie podjazdy są co chwilę. Z każdym kolejnym czułem je coraz bardziej :-)
A potem Klucze i Pustynia Błędowska. Podobno świeżo karczowana, więc robi wrażenie:
Przed Olkuszem (100km) wymiękłem. Wiedziałem że już nie pociągnę w tym tempie, a szkoda było Tomka ze Sławkiem męczyć ciągłym czekaniem. Bronili się zaciekle ale się pożegnałem.
Zresztą marzyła mi się chwila słodkiego lenistwa. Znalazłem je na rynku w Olkuszu:
a potem (jakie to trywialne...) na Orlenie z kawą i hotdogiem (w samym Olkuszu żadna knajpa mnie nie zachęciła).
2km główną (praktycznie bez pobocza - afuuu) i potem boczną drogą, przez Sułoszową:
do Pieskowej Skały:
(tak, to na zdjęciu to zamarźnięty staw; widzieliśmy też śnieg przy drodze, a nawet wyglądający na czynny - stok narciarski; tak to ciągle dość wczesna wiosna).
Potem znowu Skała (3km wyjazd z doliny już prawie wrażenia nie robi) i 10km zjazd do Doliny Dłubni, który tym razem nie był tak spektakularny jak zwykle z powodu silnego wiatru w twarz. Od Iwanowic jadę już w pełni oswietlony i w zapadającym mroku dojeżdżam do 7-ki, gdzie duży ruch skłania do możliwie szybkiego zjazdu w boczną drogę. Więc przez Masłomiącę wyjeżdżam do Więcławic (phi, co mi taki podjazd po dzisiejszych) i przez Prawdę zjeżdżam do nocnego Krakowa:
Piękny dzień!
Ostatnie 4 dni lało, więc dzień zaczął się mgłą (a w niej 3 stopnie ciepła). Pierwsze słońce zobaczyliśmy zjeżdżając do Wolbromia i choć nie od razu zrobiło się gorąco (ok. 15 stopni), to najważniejsze były odsłaniające się widoki. Tam jest po prostu cudnie!
Powinno być jeszcze cudniej dzięki zjechaniu z głównej drogi do doliny pod Zegarowymi Skałami:
ale (co za niespodzianka...) było błoto. Dużo błota. Tomek ze Sławkiem nawet nie klęli mnie za bardzo (ta dolina to był mój pomysł), tylko ponuro czyścili zębatki po wyjechaniu na twardszą drogę:
Powiem cichutko, że ja mimo wszystko nie żałuję. W szczególności podobał mi się ptasi harmider w dolinie. Zresztą całkiem zabawne było to przekopywanie się przez błoto. Albo przez rozmokniętą łąkę.
Potem już nie chcieli słyszeć o żadnych bocznych drogach, szlakiem rowerowym, tylko pojechaliśmy na Pilicę główną drogą. I trzeba przyznać - było super. W szczególności długi, mocny zjazd (Sławek 74km/h, ja tylko 64).
A potem Ogrodzieniec (Podzamcze):
Tłumów nie było, co na pewno było zaletą, ale generalnie to teraz bardzo ciekawe miejsce - jakieś parki linowe, miniatur, itd. Na pewno z rodziną tu znów przyjadę.
A potem powrót - przez Klucze i Olkusz. Tutaj po prostu nie ma płaskich miejsc. Jest pięknie, ale długie podjazdy są co chwilę. Z każdym kolejnym czułem je coraz bardziej :-)
A potem Klucze i Pustynia Błędowska. Podobno świeżo karczowana, więc robi wrażenie:
Przed Olkuszem (100km) wymiękłem. Wiedziałem że już nie pociągnę w tym tempie, a szkoda było Tomka ze Sławkiem męczyć ciągłym czekaniem. Bronili się zaciekle ale się pożegnałem.
Zresztą marzyła mi się chwila słodkiego lenistwa. Znalazłem je na rynku w Olkuszu:
a potem (jakie to trywialne...) na Orlenie z kawą i hotdogiem (w samym Olkuszu żadna knajpa mnie nie zachęciła).
2km główną (praktycznie bez pobocza - afuuu) i potem boczną drogą, przez Sułoszową:
do Pieskowej Skały:
(tak, to na zdjęciu to zamarźnięty staw; widzieliśmy też śnieg przy drodze, a nawet wyglądający na czynny - stok narciarski; tak to ciągle dość wczesna wiosna).
Potem znowu Skała (3km wyjazd z doliny już prawie wrażenia nie robi) i 10km zjazd do Doliny Dłubni, który tym razem nie był tak spektakularny jak zwykle z powodu silnego wiatru w twarz. Od Iwanowic jadę już w pełni oswietlony i w zapadającym mroku dojeżdżam do 7-ki, gdzie duży ruch skłania do możliwie szybkiego zjazdu w boczną drogę. Więc przez Masłomiącę wyjeżdżam do Więcławic (phi, co mi taki podjazd po dzisiejszych) i przez Prawdę zjeżdżam do nocnego Krakowa:
Piękny dzień!