Longinada Walia 2015 - dzień 11: do domu
Piątek, 10 lipca 2015
· Komentarze(0)
Ostatni dzień wyprawy.
Mateusz już się niepokoi wyjazdem i nie chce jechać rowerem. Rozumiem i nawet się cieszę, bo upraszcza to nieco pakowanie - jego rower pakuję w plandekę już rano.
Lotnisko jest niby w zasięgu (100km do 15:00) i trochę korci by ostatniego dnia trochę depnąć, ale ostatecznie jadę grzecznie z grupą do Welwyn. Znowu "naturalna" droga prowadzi głównymi i przez duże miasto (Luton) - zamiast tego starannie planując z mapą, przejeżdżamy bocznymi.
Jest skwar, boczne drogi oznaczają podjazdy, ale fajnie tak się pożegnać z angielskimi krajobrazami. Zaskakująco wysoki jest podjazd pod "Bison Hill" koło Whipsnade (jest tam zoo i chyba w ogóle to dość atrakcyjne, poddlondyńskie miejsce),
ale najbardziej dają w kość podjazdy krótkie, ale bardzo ostre. Że podjazdy są w Walii to rozumiem, ale że pod Londynem?
W końcu ostatnia górka, pożegnanie z widokami i potem już wzdłuż rzeki, drogą do Welwyn.
W "Welwyn Garden City" pełna ludzi knajpa nad jeziorem, gdzie czekamy na Janusza przy lodach i hotdogu. Potem przejazd pod McDonalda 1km od lotniska w Stansted, szał pakowania (wrzuciłem rzeczy do przebrania do sakwy, która poszła na samo dno busa - cudem i dzięki pomysłowości Longina udało się ją odzyskać) i idziemy na lotnisko brzegiem ruchliwych dróg.
Lotnisko straszne: trochę w remoncie, tłumy ludzi, bezlitośnie przepychanych tak, żeby nie tworzyły się zatory. W szczególności do ostatniej chwili nie znamy numeru bramki, więc gdy w końcu się pojawia, to według komunkatów mamy 15 minut do zamknięcia i 8 minut drogi. W tym całym pośpiechu nawet się nie pożegnaliśmy z grupą - dopiero w samolocie Piotrek zadzwonił.
Lecąc nad Francją (chyba) widzimy jak pojawiają się chmury, a potem grubieją w gęsty dywan, tak że gdy wysiadamy, to w Polsce jest ok. 25 stopni chłodniej niż w Anglii. Dobrze być w domu.
W sumie: 12 dni w podróży, Mateusz przejechał 488 km (z czego równo 120km w ciągu 1 dnia!), ja 974 km.
Towarzystwo wyborne, Mateusz poradził sobie, pogoda zapewniająca wszelkie doznania, atrakcyjne okolice, było super!
Mateusz już się niepokoi wyjazdem i nie chce jechać rowerem. Rozumiem i nawet się cieszę, bo upraszcza to nieco pakowanie - jego rower pakuję w plandekę już rano.
Lotnisko jest niby w zasięgu (100km do 15:00) i trochę korci by ostatniego dnia trochę depnąć, ale ostatecznie jadę grzecznie z grupą do Welwyn. Znowu "naturalna" droga prowadzi głównymi i przez duże miasto (Luton) - zamiast tego starannie planując z mapą, przejeżdżamy bocznymi.
Jest skwar, boczne drogi oznaczają podjazdy, ale fajnie tak się pożegnać z angielskimi krajobrazami. Zaskakująco wysoki jest podjazd pod "Bison Hill" koło Whipsnade (jest tam zoo i chyba w ogóle to dość atrakcyjne, poddlondyńskie miejsce),
ale najbardziej dają w kość podjazdy krótkie, ale bardzo ostre. Że podjazdy są w Walii to rozumiem, ale że pod Londynem?
W końcu ostatnia górka, pożegnanie z widokami i potem już wzdłuż rzeki, drogą do Welwyn.
W "Welwyn Garden City" pełna ludzi knajpa nad jeziorem, gdzie czekamy na Janusza przy lodach i hotdogu. Potem przejazd pod McDonalda 1km od lotniska w Stansted, szał pakowania (wrzuciłem rzeczy do przebrania do sakwy, która poszła na samo dno busa - cudem i dzięki pomysłowości Longina udało się ją odzyskać) i idziemy na lotnisko brzegiem ruchliwych dróg.
Lotnisko straszne: trochę w remoncie, tłumy ludzi, bezlitośnie przepychanych tak, żeby nie tworzyły się zatory. W szczególności do ostatniej chwili nie znamy numeru bramki, więc gdy w końcu się pojawia, to według komunkatów mamy 15 minut do zamknięcia i 8 minut drogi. W tym całym pośpiechu nawet się nie pożegnaliśmy z grupą - dopiero w samolocie Piotrek zadzwonił.
Lecąc nad Francją (chyba) widzimy jak pojawiają się chmury, a potem grubieją w gęsty dywan, tak że gdy wysiadamy, to w Polsce jest ok. 25 stopni chłodniej niż w Anglii. Dobrze być w domu.
W sumie: 12 dni w podróży, Mateusz przejechał 488 km (z czego równo 120km w ciągu 1 dnia!), ja 974 km.
Towarzystwo wyborne, Mateusz poradził sobie, pogoda zapewniająca wszelkie doznania, atrakcyjne okolice, było super!