Polana Chochołowska
Sobota, 18 czerwca 2011
· Komentarze(0)
Dojeżdżamy firmowym Ducato do Nowego Targu, gdzie stajemy pod kościołem i zaczynamy drogę delikatnie - po płaskim do Czarnego Dunajca, a potem prosto na Tatry:
Droga przez Dolinę nie jest jakimś wielkim wyzwaniem, choć tylko Tomek zaparł się by dokładnie całą drogę wyjechać - fragmenty są kamieniste i strome. Ale generalnie było przyjemnie:
Już więcej emocji było przy powrocie - mój sztywny rower ciężko znosił szybki zjazd po kamieniach. Potem próbujemy chwilę jechać Ścieżką pod Reglami:
ale zaczyna trochę padać, tak że gdy w pobliżu pojawia się asfalt, to rezygnujemy z terenu i szybko wracamy do auta.
Wyjazd okazał się warto zapamiętania nie tylko dzięki miłemu towarzystwu, ale zupełnie przypadkiem, także dzięki fajnemu połączeniu - następnego dnia do schroniska na Polanie Chochołowskiej przyjechałem już nie na rowerze, ale na piechotę, żeby z kumplem pochodzić trochę. Połączenie roweru i chodzenia dało w w efekcie dziwnie mocny ból mięśni - pewnie zdezorientowanych zmianą aktywności.
A na podejściu pod Wołowiec zobaczyłem widok,
który zainspirował mnie do zorganizowania kolejnego wyjazdu rowerowego w te okolice: pod Tatliakową Chatę na Słowacji.
Droga przez Dolinę nie jest jakimś wielkim wyzwaniem, choć tylko Tomek zaparł się by dokładnie całą drogę wyjechać - fragmenty są kamieniste i strome. Ale generalnie było przyjemnie:
Już więcej emocji było przy powrocie - mój sztywny rower ciężko znosił szybki zjazd po kamieniach. Potem próbujemy chwilę jechać Ścieżką pod Reglami:
ale zaczyna trochę padać, tak że gdy w pobliżu pojawia się asfalt, to rezygnujemy z terenu i szybko wracamy do auta.
Wyjazd okazał się warto zapamiętania nie tylko dzięki miłemu towarzystwu, ale zupełnie przypadkiem, także dzięki fajnemu połączeniu - następnego dnia do schroniska na Polanie Chochołowskiej przyjechałem już nie na rowerze, ale na piechotę, żeby z kumplem pochodzić trochę. Połączenie roweru i chodzenia dało w w efekcie dziwnie mocny ból mięśni - pewnie zdezorientowanych zmianą aktywności.
A na podejściu pod Wołowiec zobaczyłem widok,
który zainspirował mnie do zorganizowania kolejnego wyjazdu rowerowego w te okolice: pod Tatliakową Chatę na Słowacji.